Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Świat po kaszubsku Powrót do listy

Kiedy zaczną mówić „po swojemu”, przeciętnemu użytkownikowi języka polskiego robi się nieswojo. Brzmienie jakby znajome, ale te końcówki, ten zaśpiew i szeleszczenie! Niemcy, proszeni, by zgadnąć pochodzenie dziwnie brzmiącego języka, odpowiadają: „Jakiś skandynawski?”. Ale język to nie wszystko, czym Kaszubi i Kaszubki mogą zaskoczyć.

Koło Gospodyń Wiejskich w Chwasz­czynie wita nas niemal jak delegację wysokich urzędników. Bogato zastawiony stół, kobiety ubrane w misternie haftowane bluzki i kolorowe spódnice. Elegancką wersją tradycyjnej koszuli wyróżnia się przewodnicząca koła. Od razu pytam o pomysł na uwspółcześnienie tego najbardziej charakterystycznego, poza językiem, elementu kaszubskiej tradycji.
– Jeśli chodzi o szycie i haftowanie, to trudno powiedzieć, ile czasu na to potrzeba, bo nie zawsze ma się wenę. Nie korzystamy z szablonów – mówi jedna z członkiń.

Kolor ma znaczenie
Finezyjnymi wzorami pokryte są płócienne obrusy, szare lniane serwety i torebeczki. Wizerunki kwiatów na lnianych tłach nadają się też do oprawy. Wzory są autorskie, ale w kaszubskim hafcie obowiązują standardy.
– Kwiaty są dynamiczne. Ten już przekwita – ma płatki ku dołowi, ten jest w ruchu, a ten – symetryczny. Są chabry, tulipany, róże. W naszym hafcie dominuje błękit, używamy siedem barw, a każda ma znaczenie. Trzy niebieskie – najciemniejszy oznacza duże morze, czyli Bałtyk, i małe morze, czyli Zatokę Pucką, średni – jeziora i rzeki, a jasny błękit – niebo. Tak mówią opracowania. Zielony to łąki i lasy, czerwony – miejsca pamięci i kaźni, jak Hel, Westerplatte, czarny – żałoba, a żółty – nasze plaże, łany zbóż i słońce – opowiada Salomea Rzeszewicz.
Hafciarki działają w kółku, w którym haftują trzy pokolenia. Za igłę łapią i osiemdziesięciolatki, i dziewczynki, które jeszcze nie mają dziesięciu lat. Ale chwaszczynianki nie tylko haftują. Panie w ubiegłym roku uczestniczyły w jednosemestralnym kursie komputerowym. Dziś 60-latki sprawnie posługują się Wordem, Excelem i internetem, opracowują zdjęcia. Znają komunikatory i portale społecznościowe. Skype i Facebook już im nieobce. Dom, praca, dzieci – to jedno, ale Kaszubki z Chwaszczyna lubią spełniać się w kilku innych jeszcze dziedzinach. Część z nich tworzy zespół wokalny „Kaszubki”, a przewodnicząca chwaszczyńskiego koła nagrała trzecią płytę z zespołem taneczno-śpiewaczym „Stolem”. To słowo to pretekst do dyskusji o języku i legendach w nim tworzonych. Stolem to siłacz, olbrzym – takie wielkoludy zamieszkiwały ponoć ziemię kaszubską. Z charakteru raczej dobrotliwe, podobnie jak kaszubskie diabły, które znalazły swoje ucieleśnienie w ludowym instrumencie muzycznym.
– Diabelskie skrzypce to instrument perkusyjny. Jedna z legend mówi, że dawniej, kiedy Kaszubów było mniej, zarządzały nimi czarownice. A one, jak wiadomo, to takie niezbyt dobrze usposobione istoty. Jeden z diabłów nie mógł znieść tej kobiecej władzy nad piękną krainą i przypuścił atak na władczynie, ale niestety nie najlepiej mu poszło. Czarownice ścięły mu głowę, po czym jedna z nich zlitowawszy się, przytwierdziła ją do swojej miotły. Od tego momentu diabeł stał się zupełnie innym, lepszym stworzeniem. Zgodnie z tradycją, jeśli jakaś panna ma marzenie, musi z nim podejść do diabła i pocałować go w te pulchne, czerwone usta – wyjaśnia Teresa Makurat – „diablistka” zespołu „Kaszubki”, i natychmiast zabiera się za rytmiczne potrząsanie jednonogim hałaśliwym czartem, któremu za kapelusz służą trzy metalowe talerze.

Nie gwara, a język
Grzechotowi i brzęczeniu zaczynają wtórować panie i panowie zebrani na sali. Z ust płynie prosta melodia i trudno brzmiący tekst: „Chto chce spãdzëc dobré wczasë, niech w kaszëbsczé jedze lasë. Tam Kaszëbi dobri lëdze pòmògą mù w kòżdi biédzë. Kaszëbsczé jezora, kaszëbsczi las, Kaszëbë, Kaszëbë wòłają nas”. Tutaj sensu Wielkopolanin, Ślązak czy góral jeszcze się domyślą, ale kiedy panie zaczynają gaworzyć między sobą, słychać tylko skandynawsko brzmiący akcent oraz dużo szeleszczenia i spłaszczonego „o”.
Skoro śpiew, to i taniec – koło gospodyń dostało ostatnio dofinansowanie na warsztaty taneczne, na które zapraszają też mieszkańców sąsiednich gmin. Wydały swój folder, myślą o nowych projektach, np. nauce języka obcego. Mają jeszcze grupę kabaretową, która jeździ na festyny, spotkania poetyckie, festiwale i przeglądy.

Sławią Kaszuby
Jeżdżą po Polsce na wycieczki, podczas których promują swój region.
– Jako koło nawiązałyśmy współpracę z paniami z gminy Lubochnia. Gościły u nas dwukrotnie, w czerwcu jedziemy na rewizytę. W ubiegłym roku zwiedzałyśmy Dolny Śląsk i zamek Grodziec. Rozmowa z panem kasztelanem zeszła na temat folkloru – tak się zapalił, że zaprosił nasz zespół „Kaszubki” na trzy dni. Jadą też panie z kółka hafciarskiego – opowiada Danuta Jastrzębska.
– Dla nas przyjemnością, atrakcją jest wydarzenie, kiedy przyjeżdża zespół ze Śląska, więc kiedy my jedziemy i promujemy region północny, często zupełnie nierozpoznawalny, to widzimy, że inni reagują podobnie. Słyszymy często: „O! To tak wygląda strój i haft kaszubski?!”. Ludzie interesują się tym, co robimy, jak mówimy – dodaje Barbara Myszk-Herrmann, przewodnicząca koła.
Bo kaszubski to więcej niż gwara, to osobny język, którego uczy się w szkołach i z którego młodzież może zdawać maturę.
O tym, ile i jak dobrze się dzieje w Chwaszczynie, sporo ma do powiedzenia miejscowy ksiądz proboszcz, Piotr Gruba, który integruje wszelkie prospołeczne działania. Na minutową rozmowę dał się namówić w biegu między mszą po kaszubsku a święceniem krzyża.
– Tak, dużo się tu dzieje. Kościół jest otwarty na wszelkie inicjatywy organizacji działających na terenie parafii. Współpracujemy z kołami gospodyń, szkołą, strażą pożarną, pszczelarzami, zespołem „Stolem”. O wszystkim informuję z ambony, bo tak łatwiej dotrzeć do ludzi z różnymi inicjatywami. Tak robiłem wszędzie, gdzie byłem wikariuszem. Dostaję np. informację, kiedy rozgrywane są mecze piłki nożnej, i ogłaszam. Wychodzę z założenia, że jeśli dzieje się cokolwiek dobrego dla ludzi, to trzeba to popierać – czy to sport, czy kultura, czy zdrowie. Ostatnio ogłosiliśmy akcję ze zbieraniem szpiku. Wie pani, gadać możemy wiele, powiedzieć można dużo i pięknie, ale ważne jest to, co zrobimy. Tam Pan Bóg nie będzie pytał: „Jaki uniwersytet skończyłeś?” tylko „Jakim byłeś człowiekiem?”. A nawet krócej: „Jak kochałeś?” – podsumowuje ksiądz Gruba.

Karolina Kasperek

Galeria zdjęć