Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Historia Bochotnicy kołem się toczy Powrót do listy

Ponad tysiąc stron z 93 lat działalności zamknęły w pięciu tomach kroniki Koła Gospodyń Wiejskich w Bochotnicy. Trzydzieści dziewięć lat temu ich wówczas już liczącą ponad 50 lat historię opisali reporterzy „Gospodyni”. Kobiety marzyły wówczas o kuchenkach gazowych, o podróżach, po prostu – o lżejszym życiu. Czy udało im się zrealizować marzenia? 

Bochotnica 40 lat temu była wsią rolniczą leżącą w gminie Nałęczów. Dziś jest ulicą tego uzdrowiskowego miasta, ale 11 kobiet tak jak przed laty działa społecznie, tworząc ciąg dalszy rozpoczętej w 1923 roku historii koła gospodyń. Właśnie przygotowują się do występów podczas trwających przez cały maj Dni Nałęczowa. W jego ramach będą częstować kuracjuszy swoją regionalną potrawą – parzybrodą, śpiewać i tańczyć. Później wspólnie wezmą się za wyplatanie dożynkowego wieńca, a tuż przed Bożym Narodzeniem zorganizują wieczór kolęd. Przygotują poczęstunek. Jedna upiecze ciasto, inna przygotuje sałatki, a jeszcze inna ugotuje barszcz.

Dwieście dziesięć stron historii
– Żeby działać w kole, trzeba lubić społeczną pracę, pomagać ludziom i nie oczekiwać wdzięczności – przekonuje Maria Kamola, która od 25 lat pełni funkcję przewodniczącej KGW Bochotnica. Zapisała się do niego, gdy miała zaledwie 25 lat. Był rok 1979. Minęły trzy lata od odwiedzin reportera „Gospodyni”, który opisał historię koła. Gościł w Bochotnicy w ramach obchodów 50-lecia istnienia koła. Wówczas pół wieku działalności mieściło się w jednym, liczącym 210 stron tomie kroniki. Jej pierwszy wpis brzmiał:
Z inicjatywy nauczycielki – pani Barbary Piórowej – i z pomocą kierowniczki Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Nałęczowie – pani Serwatowskiej, we wrześniu 1923 roku zostało założone Koło Gospodyń Wiejskich w Bochotnicy. Przewodniczącą została Rozalia Pochydłowa. Koło prowadzi różne kursy, działalność kulturalną, oświatową.
Ostatni wpis z roku 1979 brzmi: Zakończyła się gazyfikacja Bochotnicy. Nareszcie we wszystkich domach we wsi stoją gazowe kuchenki. Gospodynie mogą więc gotować i piec.
Jakie fakty z życia koła uwieczniono na kartach kroniki? W jednym z pierwszych zapisków kobiety się skarżą:
Nie mamy własnej świetlicy. W długie zimowe wieczory przy lampie naftowej zebrane u którejś z członkiń naprawiamy odzież, haftujemy lub szyjemy, a pani Puszowa czyta głośno „Chłopów” Reymonta.
– Świetlicy nie mamy do dziś. Tułamy się więc z miejsca na miejsce. Ostatnio znalazłyśmy kąt u księdza na plebanii. Tam organizujemy spotkania i próby – wtrąca Kamola.
Koło po dziś dzień tworzy założony przed kilkudziesięciu laty zespół „Pieśni i tańca”. Tak w kronice odnotowano ten fakt:
Wykorzystując zamiłowanie i talent do śpiewu wielu członkiń zorganizowałyśmy zespół „Pieśni i Tańca”. Praca w zespole łagodzi trudy życia na wsi, jest często wytchnieniem po ciężkiej pracy. Członkinie koła same układają teksty piosenek, wiersze i występują na różnych uroczystościach we wsi i okolicy.
W 1937 roku zespół wystąpił na Krajowym Zjeździe Kół Gospodyń w Warszawie. Z jakimi refleksjami kobiety wróciły ze stolicy?
Nie podobało nam się życie w stolicy. Zbyt widoczna była różnica między bogatymi i biednymi ludźmi, często bezrobotnymi. Serce ściskało się na widok zgłodniałych dzieci...
Członkinie koła pełnią dyżury w szkole podstawowej, gdzie komitet rodzicielski zorganizował dożywianie biednych dzieci. Zbierają datki pieniężne w okolicznych wsiach na dożywia- nie dzieci w przedszkolu w Nałęczowie i pomoc dla biednych i chorych osób.
Nareszcie skompletowałyśmy stroje dla naszego zespołu.

Karabin dla wojska
Uwagę przyciąga też wpis:
Jest wiosna 1939 roku. Koleżanka Stefania Caboń i Agata Zielonka objeżdżają całą gminę. Zbierają datki na kupno samolotu i zamiast samolotu kupują dla Wojska Polskiego karabin maszynowy.
W sierpniu 1939 roku wojsko zorganizowało rewię w Annopolu. Wystąpiłyśmy z humorem i piosenką. W nagrodę otrzymałyśmy sieczkarnię. Podczas tej uroczystości jedna z naszych koleżanek – Stefania Caboń została odznaczona Brązowym Krzyżem Odrodzenia Polski.
– Kobiety nie zaprzestały działalności podczas wojny. Ale w kronice nie prowadziło się w tym czasie żadnych zapisków. Czasy okupacji spisano w kronice dopiero po wojnie – wyjaśnia Kamola.
Co przeczytać można na pożółkłych dziś stronach?
Przez stację w Nałączowie przewija się około 12.000 wysiedlonych. Zanim zostali rozdzieleni po wsiach, byli głodni i potrzebowali pomocy. Transportów było 12 po tysiąc osób. Przy każdym transporcie uwijały się członkinie koła, które rozdawały żywność, pomagały matkom z dziećmi, opiekowały się niemowlętami, ludźmi starymi i schorowanymi...
Do Bochotnicy przydzielono 10 wysiedlonych rodzin. Było także czworo dzieci bez rodziców, a jedno słabe i chore. Z inicjatywy koła gospodyń został zorganizowany Komitet Pomocy dla wysiedlonych. Zajął się on zbiórką żywności, odzieży, obuwia, lekarstw. Opuszczonymi dziećmi zajęła się kol. Zofia Lemanciak. Dzieci te przetrwały wojnę i doczekały się powrotu swoich rodzin... Aby zmniejszyć gorycz i ciężar wysiedlenia, członkinie koła zapraszały wysiedleńców na święta, uroczystości rodzinne...
Okres okupacji tylko formalnie przerwał działalność koła. Jego członkinie organizowały punkty dożywiania, piekły chleb, ciasto, rozdawały mleko, opatrywały rannych, prały bieliznę.

Kuchenki, wychowanie, wycieczki
Po wojnie koło wznowiło działalność już w 1945 roku. W działalności położyło nacisk na wychowanie dzieci, pogłębianie wiedzy, unowocześnianie rolnictwa, postęp w gospodarstwie domowym
Rok 1964: Koło bierze udział w konkursie czystości i higieny obór. Przyniósł nam nagrodę zbiorową. Otrzymałyśmy aparat do bielenia obór. W okresie żniw i wykopek organizujemy we wsi dziecińce.
Rok 1973: W dniu 28 IV 1973 roku obchodziłyśmy uroczysty jubileusz 50-lecia koła. Na uroczystość naszą przybyło wielu zaproszonych gości. Między innymi fotoreporter z tygodnika „Gospodyni”.
Rok 1974: Nareszcie mamy kuchenki gazowe. 21 członkiń naszego koła postanowiło dokonać przez Bank Spółdzielczy zbiorowego zakupu kuchenek gazowych. Udało się załatwić. Są już w domach.
Rok 1975: Możemy żartobliwie powiedzieć, iż zyskujemy rozgłos nie tylko w kraju, ale także poza granicami. Gościłyśmy delegacje z Japonii i NRD
Rok 1976: Gościła u nas delegacja rolników z Kuby
Tym wpisem kończył się artykuł w „Gospodyni”. Nie kończy się jednak kronika. Od tego czasu zapełniono po brzegi pięć kolejnych jej tomów.
– W tej chwili zapisujemy już szóstą księgę. Pierwszy w niej wpis pochodzi z sierpnia 2014 roku. Opisuje gminne dożynki, na które jak co roku zrobiłyśmy wieniec. Reszta wydarzeń czeka na opisanie, ale trzeba na to znaleźć trochę wolnego czasu – wyjaśnia Kamola, która ma nadzieję, że na tym tomie historia koła się nie skończy.
– Szkoda, że młode nie
bardzo garną się do pracy. Wolą siedzieć przed monitorem. Za naszych czasów koło było naszym oknem na świat. Uczyłyśmy się wspólnie gotować, piec i uprawiać ogród. Teraz dziewczyna robi „klik” i wszystko ma w Internecie. Mam jednak nadzieję, że koło przetrwa i za parę lat będzie świętować swoje stulecie – rozmarza się Kamola.


Dorota Słomczyńska

Galeria zdjęć