Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Anny – drogi, ścieżki, dróżki Powrót do listy

Jacek oświadczył się jej w licheńskiej bazylice. Tak po prostu – uklęknął przed głównym ołtarzem z pierścionkiem w dłoni i zapytał: „Czy zechcesz zostać moją żoną?”. Nie ukrywa, że trochę to przeczuwała. Bo Licheń, wiara, mają dla niej ogromne znaczenie. A przyjechała do tego sanktuarium nieprzypadkowo. Półtora roku temu Anna Giers, sołtyska wsi Wach i radna gminy Kadzidło, otrzymała tam podczas zjazdu kobiet wiejskich tytuł Anioła Roku w plebiscycie „Wieś jest kobietą”, którego organizatorem jest „Tygodnik Poradnik Rolniczy”. Czytelniczki dowiedziały się o jej życiu i osiągnięciach z długiego, wzruszającego listu, który wpłynął do redakcji.

Pani Anna jest wspaniałym przykładem kobiety skromnej i niezłomnej w działaniu, od której powinniśmy czerpać wzorce. Pomimo bardzo trudnej sytuacji życiowej bardzo aktywnie działa w swoim środowisku. Dlatego w imieniu własnym i Stowarzyszenia Kobiet Wiejskich na Rzecz Promocji i Rozwoju Gminy Ślesin chciałam poza konkursem, przyznać pani Ani tytuł Anioła Roku – mówiła niespełna półtora roku temu Wanda Waleriańczyk, prezeska stowarzyszenia i przewodnicząca jury konkursu „Wieś jest kobietą”, podczas wręczania pani Annie statuetki. Do tego wydarzenia by nie doszło, gdyby nie wcześniejszy incydent.

Droga do sołectwa

Drobna kobieta wchodzi na krzesło. Chce, by wszyscy dobrze ją widzieli i słyszeli.

– Chciałabym zgłosić kandydaturę Anny Giers na sołtyskę wsi Wach – mówi kobieta.

Zdarzenie miało miejsce trzy lata temu. Było niespodziewane. Okazało się, że kandydatura podoba się mieszkańcom. Wszyscy znali młodą niezwykłą kobietę, która od lat świetnie radzi sobie w życiu, stawiając czoła przeciwnościom losu. Prze do przodu, rozwija się nie tylko w życiu zawodowym, ale także prywatnym. Ma też czas, by angażować się w sprawy społeczne. Właśnie dlatego mieszkańcy wybrali ją niemal jednogłośnie na sołtyskę, a nie jej dwóch kontrkandydatów – rolników, prowadzących dużo większe gospodarstwa.

Pani Anna nie spodziewała się takiego społecznego poparcia. Nie czekała na ogłoszenie wyników wyborów. O zwycięstwie dowiedziała się w domu. Kilka miesięcy później, gdy dała się już poznać jako sołtyska, zwróciła uwagę mieszkańcom, że bez poparcia radnych w gminie nie wiele może zdziałać. Poparli więc ją w wyborach do rad gmin. Tak została radną. 

Dla niej to wielka odpowiedzialność za ludzi, za działanie, za rozwój wsi.

Anna miała wówczas trzydzieści kilka lat. Dwoje dzieci. I ogromny bagaż życiowych doświadczeń. Owdowiała w wieku zaledwie 24 lat. Mąż zginął w wypadku rolniczym, gdy ona czekała w domu z rocznicową kolacją. Po pracy w polu mieli wspólnie świętować bawełnianą rocznicę ślubu. Za miesiąc miał przyjść na świat ich syn. A niespełna dwuletnia córeczka spokojnie spała w łóżeczku.

– To był dla mnie trudny czas. W głowie kłębiły mi się myśli: czy sobie poradzę? Jak sama wychowam dzieci? Jak się utrzymam? Szukałam wsparcia, odpowiedzi. Jakiegoś znaku, że dam radę – opowiada pani Anna.

Na szczęście pomocną dłoń wyciąg­nęli do niej sąsiedzi.

– Przyjaciel zmarłego męża, świadek wypadku, obiecał, że nie zostawi mnie bez pomocy. I dotrzymał słowa – mówi pani Anna.

We wsi byli jednak też tacy, którzy nie wierzyli, że sobie poradzi. Na szczęście ten ich brak wiary zmotywował panią Annę do działania. Powoli odzyskiwała siły. Prze do przodu.

Droga do wsi

Dziś mieszka w wyremontowanym domu. Ma ponad czterdzieści mlecznych krów i dwadzieścia hektarów ziemi, które dają utrzymanie rodzinie.

Gospodarstwo z trzech stron otoczone lasem leży we wsi Wach w gminie Kadzidło. To teren Kurpi Zielonych. Zimą okolica tonie w śniegu, jast więc biało, aż po horyzont. Mieszkańcy żyją tu podobnie jak pani Anna – przede wszystkim z produkcji mleka.

– Naszą największą bolączką są drogi, a właściwie ich brak. Wieś jest rozległa. Dzieli się na kilka kolonii. W każdej jest około trzydziestu gospodarstw. Większość dróg jest nieutwardzona. O asfalcie nie ma mowy. Udaje mi się zdobyć jedynie kilkadziesiąt ton żwiru. Ale to kropla w morzu potrzeb – tłumaczy pani Anna.

Latem, gdy przychodzi czas na sianokosy, na torfowe łąki nie da się wjechać ciągnikiem. Maszyny grzęzną w błocie. Dlatego priorytetem w działaniu pani Anny stały się drogi. Choć ona na początku swojej sołeckiej drogi chciała postawić na integrację i wybudować we wsi świetlicę, która stanie się jej sercem.

– Ale po co nam świetlica, jeśli nie można do niej dojechać? – tłumaczy sołtyska.

Do tej pory udało jej się wywalczyć pieniądze na położenie asfaltu na czterokilometrowym odcinku drogi w Wachu. Dzięki niej tyle samo gmina przeznaczyła na asfaltową drogę w sąsiedniej Siarczej Łące. W planach na 2018 rok są kolejne asfaltowania dróg.

Jako radna i sołtyska pani Anna ma też na koncie zwycięską walkę o przywrócenie autobusu, który dowoził dzieci do szkoły.

– Z powodu oszczędności trzydzieścioro dzieci chodziło do przystanku autobusowego kilka kilometrów polami w śniegu, deszczu, błocie. A po dwoje dzieci z innego obszaru podjeżdżał autobus. Z żalu pękało mi serce. Nie mogłam się na to godzić – mówi pani Anna.

Przed nią kolejne wyzwania. Wszystkie ma spisane na kartce.

Przez wieś Wach przebiega droga krajowa, dzieląc miejscowość na pół. Dzieci mają problem z przejściem do szkoły. Sołtyska wystąpiła więc  z pismem do Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad o utworzenie przejścia dla pieszych i ustalenie ograniczenia prędkości.

Zebrała mnóstwo podpisów mieszkańców wsi. W końcu przyszła odpowiedź z Warszawy. Pozytywnie rozpatrzono wniosek. Jak tylko znajdą się pieniądze, powstanie przejście dla pieszych.

Droga do integracji

Sołtyska znana jest w okolicy z dobrego serca i zaangażowania w życie społeczne. Znajduje na to czas mimo nawału obowiązków. Twierdzi, że w gminie czy we wsi nie najważniejsze są wielkie inwestycje, lecz pomoc ludziom w trudnych życiowych sytuacjach. Włączyła się więc w pomoc dla niepełnosprawnego dziecka, które cierpiało na chorobę skóry. Rodzina trafiła pod opiekę fundacji, a gmina pomogła jej stanąć na nogi.

Działanie na rzecz innych zaczęła od integracji dwóch środowisk, angażując je do organizacji balu charytatywnego. Zabawa odbyła się pod hasłem „Serce za serce”. Dzięki niej udało się zebrać ponad 10 tys. zł. Resztę dołożyła gmina. Za zgromadzone pieniądze położono kostkę brukową przy budynku szkoły.

Integracji służy też przywrócony przez nią zwyczaj ogłoszeń wiejskich przekazywanych z domu do domu. Gdy chce coś ważnego przekazać mieszkańcom, przygotowuje szesnaście tak zwanych kul. Tak w okolicy  nazwywa się ogłoszienia, które mieszkańcy przekazują sobie z domu do domu. Dzięki nim wszyscy we wsi  dowiadują się o najważniejszych dla  sołectwa  sprawach.

Droga do szczęścia

Tuż za domem na drodze poznała Jacka. Jak większość przyjezdnych, zgubił się w labiryncie leśnych ścieżek. Chwilę porozmawiali, wymienili się telefonami. Anna pomogła mu wydostać się z gęstwiny.

– Mało która kobieta ma to szczęście, by dwa razy w życiu stać przed ołtarzem w białej sukni. A mnie to spotkało – mówi z niedowierzaniem pani Anna.

W październiku ubiegłego roku minął rok od ich ślubu. Był to dzień, w którym dzieci zaczęły do Jacka mówić „tato”. Wszyscy tego chcieli.

Mają wiele wspólnych spraw, np. wspólnie hodują gołębie. Jacek, choć nie jest rolnikiem, świetnie sobie radzi z pracą w gospodarstwie. Sieje, orze, zbiera. Chodź wie, że dojenie krów to babska rzecz – on nie ma z tym problemu i chętnie wyręcza żonę. Chętnie gotuje, wspólnie z dziećmi sprząta dom.

– Taki mąż to skarb. Gdyby ktoś czternaście lat temu powiedział mi, że tak to się potoczy, nie uwierzyłabym – stwierdza pani Anna.

Drewniana rzeźba anioła wykonana przez jednego ze ślesińskich twórców ludowych stoi na honorowym miejscu w domu pani Anny.

– To nasz anioł stróż. Bardzo ucieszyło mnie przyznanie tytułu „Anioła Roku”. Jestem wierząca, więc miał dla mnie większe znaczenie niż „Kobieta roku” – przyznaje pani Anna.

Sama o sobie mówi, że z aniołem, choć to miłe, porównywać jej nie można.

– Mam rogatą duszę. Jak mi ktoś podpadnie – potrafię zaleźć za skórę – śmieje się.

Może dlatego, że przeszła w życiu wiele, ma dystans do siebie i świata. A jej życiowym mottem stały się słowa Juliana Tuwima: „Dwa szczęścia są na świecie. Jedno małe – być szczęśliwym, drugie wielkie – uszczęśliwiać innych”.

Dorota Słomczyńska

 

Galeria zdjęć