Najnowszy numer Gospodyni już w sprzedaży:)   




Dla nich wszystko jest możliwe Powrót do listy

„Bieda i bieda, a z nią niezaradność, lenistwo, moralne zdziczenie. Mieszkała tam ludność w chatach drewnianych, niskich, że tylko schyliwszy się dobrze, wejść do środka można było. Dachy kryte słomą, tylko cztery kominy w całej wsi – reszta chaty dymne. Ludzie pospołu ze zwierzętami mieszkali i raczej nie człowiek, a bydlę pierwsze miejsce w niej zajmowało” – to jeden z pierwszych wpisów do kroniki KGW z Albigowej, które w tym roku obchodzi 115 lat działalności.

Od początków działalności koła w Albigowej zmieniło się bardzo wiele – kobiety są wykształcone, zwiedzają świat, ich gospodarstwa i domy wyposażone są w nowoczesne sprzęty. I nie ma wojen. Czym więc dziś zajmuje się koło z tak bogatą i trudną historią?

Pięknie jest

– Staramy się pomagać, jak możemy. To taka nasza niepisana tradycja. Pomagamy organizować wszelkiego rodzaju uroczystości na terenie naszej miejscowości. Wspierałyśmy finansowo Ukrainę, powodzian, Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, zrobiłyśmy składkę na dom dla rodziny z naszej wsi, która cały dobytek straciła w pożarze. Poza tym robimy to, co inne koła – solidnie przygotowujemy się do dożynek, pleciemy palmy, bierzemy udział w drodze krzyżowej – mówi z przekonaniem Anna Ulman z KGW Albigowa.

Trudno jej opisać całą działalność, bo jest bardzo bogata. Na szczęście pracować ma kto, bo koło w Albigowej liczy aż 131 członkiń.

– To prawda, jest nas dużo, ale proszę sobie wyobrazić, że musimy kulinarnie obsłużyć imprezę na 250 osób. Wtedy wiele z nas zabiera się do pracy i na przykład lepimy pierogi. Potrafimy przygotować ich aż 1200. Dla nas nic nie jest niemożliwe – przekonuje Anna Ulman.

Gospodynie spotykają się najczęściej dwa razy w miesiącu w swojej siedzibie, w Gminnym Ośrodku Kultury. Więcej spotkań odbywa się w czasie wytężonej pracy przed świętami i uroczystościami. Co ważne, mile i efektywnie spędzają czas. Chętnie kultywują wszelkiego rodzaju tradycje. Niektóre z członkiń haftują obrazy, inne przygotowują popisowe baranki z masła. Ponieważ na wsi organizowanych jest wiele uroczystości (Albigowa ma do tego doskonałe warunki – duże sale bankietowe), kobiety zajęte są przez cały rok. KGW może się pochwalić również promowaniem polskich tradycji na Węgrzech. Co roku gospodynie organizują zagraniczną wycieczkę, na której prezentują polskie przysmaki.

Tradycja jest dla nich niezwykle ważna. A skarbnicą wiedzy na jej temat i jednocześnie świetną kucharką jest Maria Braja, najstarsza członkini koła.

– Co roku bierzemy udział w kulinarnych uroczystościach promujących przysmaki ziemi łańcuckiej. Organizujemy różnego rodzaju spotkania, imprezy w plenerze, żeby pochwalić się przepyszną kuchnią naszego regionu. Specjalizujemy się w gotowaniu tradycyjnych dań kuchni galicyjskiej. Naszą flagową potrawą jest wigilijny żurek z jaśkiem. Wszystkim smakuje również ser smażony w naszym wykonaniu – przekonuje Marta Kluz, przewodnicząca KGW Albigowa.

A jakie plany ma koło? Gospodynie, jak co roku, wezmą udział w Festiwalu Kwiatów. Na tę okoliczność przygotowują piękne kompozycje, a cieszy je nie tyle sam efekt, ile wykonywanie dekoracji. Jednak największe przedsięwzięcie czeka je z okazji rychłego jubileuszu działalności KGW.

– W tym roku przypadają nasze 115 urodziny, a za rok przypada 150-lecie kół gospodyń wiejskich i kółek rolniczych. Postanowiłyśmy połączyć obie uroczystości i uczcić je w tym samym czasie. Świętować będziemy podwójnie – zauważa Janina Kuźniar, aktywna członkini koła, przewodnicząca Wojewódzkiej Rady Kół Gospodyń Wiejskich.

Kronika pełna wspomnień

Jak zaczęła się historia jednego z najstarszych kół gospodyń w Polsce?

– Wszystko zawdzięczamy księdzu Antoniemu Tyczyńskiemu. To był niezwykle światły człowiek, który – można powiedzieć – zrewolucjonizował naszą wieś. Walczył z analfabetyzmem, pijaństwem i zabobonami. Postanowił nauczyć chłopów, jak gospodarzyć, aby życie było lepsze i łatwiejsze. Zadbał również o kobiety – uważał, że powinny uczyć się szycia, gotowania, robienia przetworów. To dzięki niemu powstało nasze koło – wyjaśnia Janina Kuźniar.

Proboszcz postanowił zadbać nie tylko o sferę rozwoju intelektualnego kobiet, ale i o ich wygląd.

-  W 1905 roku utworzył szkole pracownię kobiecych strojów ludowych – opowiada Anna Ulman. – Pod czujnym okiem krawcowych młode gospodynie uczyły się szyć.

W kronice wsi Albigowa znajdziemy ciekawy fragment wiele mówiący o nowoczesnym spojrzeniu księdza na rozwój polskiej wsi: „Celem tej pracowni było stworzenie w Albigowej takiego źródła mody dla okolicy, jakim jest Paryż dla Europy. Wszystko, co w strojach ludowych jest piękne i harmonijne, miało być tu przeszczepione i rozpowszechnione”.

– Za czasów księdza Tyczyńskiego wieś rozwijała się wspaniale, kobiety były coraz bardziej światłe, mogły się kształcić – opowiada Janina Kuźniar. – W 1906 roku Szkoła Gospodyń Wiejskich przejęła nawet na własność mleczarnię, z której czerpała dochody na swoje utrzymanie. Niestety, w 1912 roku ksiądz dostał przeniesienie do Leżajska, na którym nie skorzystała ani nasza wieś, ani on sam. Przez miejscową ludność nie został doceniony, nie rozwijał się, nie mógł się porozumieć z lokalną społecznością. W tym samym czasie szkołę opuściła również pani Maria Gostkowska, wybitna nauczycielka, która prowadziła kursy, m.in. szycia, haftowania. Od tego czasu wszystko się zmieniło.

Trudne czasy

Jak wspomina kronika, w 1912 roku zaczął się upadek szkoły, który pogłębił jeszcze wybuch pierwszej wojny światowej. W latach 1914–1916 szkoła zawiesiła działalność, a w budynku zamieszkali uchodźcy. Wówczas cały dorobek Szkoły Gospodyń Wiejskich został zniszczony – urządzenia, budynki gospodarskie i inwentarz. Był to niezwykle trudny czas dla koła. W 1925 roku zmarł nagle ksiądz Tyczyński, a cała Albigowa pogrążyła się w smutku.

O tym, jak dużym poważaniem cieszyło się koło, może świadczyć wizyta prezydenta Ignacego Mościckiego w 1926 roku, który został ugoszczony przez gospodynie z Albigowej. Niewątpliwie było to jedno z bardziej doniosłych wydarzeń na kartach historii KGW. Również czasy drugiej wojny światowej były dla koła z Albigowej niezwykle trudnym okresem. Formalnie działalność gospodyń została zawieszona, ale kobiety pomagały, jak mogły, dożywiały polskich jeńców.

– Wówczas działalność koła była skierowana na pomoc. Żywność wożono do Krakowa, było nawet tajne nauczanie. Mężczyźni poszli na wojnę, więc cały ciężar obowiązków spadł na kobiety – musiały uprawiać pole, wychowywać dzieci. Wszystko zostało na ich głowie – potwierdza Janina Kuźniar.

W 1946 roku koło wznowiło działalność. Na spotkaniach kobiety omawiały sprawy związane z wychowaniem dzieci, prowadzeniem gospodarstwa, odchowem kurcząt. Brały czynny udział w życiu kulturalnym wsi – urządzały przedstawienia, powstał zespół teatralny oraz chór. Zainteresowaniem cieszyły się różnego rodzaju kursy – m.in. kroju i pieczenia. Koło powoli wracało na tory dawnego funkcjonowania, jak przed wojną.

 Małgorzata Janus

Galeria zdjęć